niedziela, 23 listopada 2014

Chapter 1

Godzina 06:00. W sypialni zaczyna rozbrzmiewać denerwujący dźwięk budzika, kiedy w końcu leniwie wyciągam rękę z pod kołdry i wyłączam hałaśliwe urządzenie. Zwlekłam się z łóżka, podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony wpuszczając do pomieszczenia światło wschodzącego słońca. Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Nie tracąc więcej czasu poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic i już po chwili po moim ciele strużkiem spływały krople ciepłej wody i piany, a w kabinie unosił się cytrusowy zapach mojego żelu. Kiedy skończyłam podeszłam do toaletki i zrobiłam makijaż, po czym upięłam włosy w koka. Wyszłam z łazienki i skierowałam kroki w stronę kuchni, włączyłam ekspres i zrobiłam sobie kawę. W tym samym czasie wyciągnęłam z lodówki jogurt. Kiedy już zjadłam i wypiłam dochodziła siódma. Wrzuciłam telefon do torebki i chwyciłam klucze, wyszłam z domu i podeszłam do windy. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i już po chwili byłam na parkingu. Podeszłam do swojego czarnego BMW i bez problemu wyjechałam na nowojorskie ulice. Nigdy nie miałam problemu z korkami, bo znałam drogę na skróty, dlatego też już po dziesięciu minutach byłam przed ogromnym gmachem mojej gazety. Hapiness. To jedyna rzecz, która mi się udała. Magazyn jest wręcz rozchwytywany i cały czas rośnie ilość czytelników. Ale nie ma się co dziwić, wkładam w to całe swoje serce i poświęcam temu mnóstwo czasu, a moi pracownicy to świetni dziennikarze. Tylko czasem żałuję, że właśnie to mi się udało w życiu, a nie co innego. Zawsze marzyłam, że rano będę się budzić w ramionach mężczyzny, że będziemy mieć dzieci, że będziemy spędzać ze sobą mnóstwo czasu, że będziemy się po prostu kochać. Ale najwidoczniej nie takie życie jest mi pisane, ale żałuję, bo widzę, że moi rodzice też by chcieli, żebym ułożyła sobie życie, a oni, żeby doczekali się upragnionych wnuków. Chciałabym kiedyś do nich pojechać z dobrą nowiną, ale jak na razie nie zapowiada się na to. Odnoszę sukcesy wyłącznie w życiu zawodowym. A w życiu prywatnym mam świetnych przyjaciół, ale nie spotkałam mężczyzny, który sprawiłby, że moje serce zabiłoby mocniej. Ale kończąc swój wewnętrzny monolog, weszłam do budynku i wjechałam windą na samą górę.
-Cześć Katie.-Przywitałam się z sekretarką.
-Dzień dobry pani prezes.-Odpowiedziała.
-Przestań z tą panią prezes, już od dawna jesteśmy na ty.
-No tak, ale jakoś cały czas nie mogę się przyzwyczaić.
-Poradzisz sobie. Dzwonił ktoś może do mnie?
-Nie, ale pytał o panią… to znaczy o ciebie jakiś mężczyzna.
-Mówił o co chodzi?
-Powiedział, że był z tobą umówiony na spotkanie.
-No tak faktycznie, kompletnie o tym zapomniałam. Kiedy tu był?
-Jakieś dziesięć minut temu. Kazałam mu poczekać przed twoim gabinetem.
-Ok. To jakby ktoś dzwonił to powiedz, że mam teraz ważne spotkanie.
-Oczywiście.
-To widzimy się później.-Powiedziałam i poszłam do swojego gabinetu.
Na jednym z krzeseł przed nim faktycznie ktoś siedział. Nie wiedziałam kto to będzie, wiedziałam  tylko, że szuka pracy i chciałby ją podjąć właśnie tutaj. Szłam dalej, a nieznajomy słysząc moje kroki odwrócił głowę w moją stronę, po czym wstał.
-Dzień dobry pani Johnson.-Przywitał się mężczyzna. Spodziewałam się kogoś starszego, nie mógł mieć więcej niż 30 lat. Był wysoki i dobrze zbudowany. Sądząc po jego opiętej koszuli na umięśnionym torsie, podejrzewam, że często odwiedza siłownię.
-Witam.-Odpowiedziałam, przerywając swoje myśli.-Zapraszam.-Dodałam otwierając drzwi czekając aż wejdzie, jednak on czekał aż to ja wejdę. Weszłam, a on tuż za mną.
-Proszę usiąść.-Wskazałam mu miejsce, a sama usiadłam na swoim fotelu.
-Dziękuję.
-Jeszcze nie ma pan za co.
-No tak. Widziała pani moje CV?
-Tak i przyznaję, że jestem pod wrażeniem pana osiągnięć, dlatego też jestem zdziwiona, że szuka pan pracy.
-Szukam czegoś co by mnie usatysfakcjonowało. A praca w pani magazynie to szczyt marzeń.
-Pierwsza rzecz, jeśli zależy panu na otrzymaniu tej pracy to proszę nie mówić do mnie pani. Jestem Anne.-Powiedziałam z uśmiechem podając mu dłoń.
-Eric. Miło mi.-Powiedział całując moją rękę.
-Mi również. Ale nie tracąc czasu. Widziałam już twoje referencje są naprawdę imponujące, ale nic o tobie nie wiem. Opowiedz coś o sobie.
-Eric Tyler. Lat 28. Oprócz pisania moją pasją jest sport. Często chodzę na siłownię, jak mam więcej wolnego czasu to wyjeżdżam, żeby nurkować, a poza tym uwielbiam skoki na bungee. A z rzeczy bardziej przyziemnych to lubię też gotować.
-No to twoja wybranka musi być zachwycona tym, że nie musi gotować.-Dodałam po chwili ciszy.
-Może jak ją znajdę to będzie.-Dodał z uśmiechem.
-Nie wierzę, że taki mężczyzna nie cieszy się powodzeniem.
-Taki, czyli jaki?-Spytał z błyskiem w oku.
-Taki wszechstronnie uzdolniony, z pasją, który wie czego chce od życia.
-Nie brak mi, jak to powiedziałaś powodzenia, ale nie szukam przygód na jedną noc. Szukam tej jedynej, jak na razie jej nie znalazłem. Ja również jestem zdziwiony, że nikogo nie masz.
-A ty skąd to wiesz?
-Zależy mi na tej pracy, przygotowałem się, a poza tym jestem fanem twoich artykułów, a w Internecie naprawdę można znaleźć dużo informacji.
-Tym razem to prawda. Ja również jestem sama. Ale to inna sytuacja niż twoja.
-Dlaczego? Jesteś kobietą sukcesu, twój magazyn to hit, masz wspaniały talent, jestem pewien, że jesteś niezwykła.
-Mężczyzn raczej nie interesują samotne czterdziestki, tylko młode kobiety.
-Ma się tyle lat na ile się czuje.
-Może masz rację. Ale wracając do tematu to myślę, że szkoda tracić czas. Twoje doświadczenie zawodowe jest imponujące, jesteś człowiekiem z pasją, myślę, że idealnie nadajesz się na to stanowisko.
-To znaczy, że mam tą pracę?-Spytał gwałtownie podnosząc się z krzesła.
-Tak. Od dzisiaj jesteś moim nowym asystentem. Jestem pewna, że sobie poradzisz.
-Nie zawiodę, na pewno. Dziękuję.-Powiedział i trzy sekundy później już mnie ściskał z radości.
-Przepraszam. Nie powinienem.-Dodał po chwili speszony odsuwając się ode mnie.
-Nie ma sprawy. Pokażę ci twój gabinet.
Nie musiałam go daleko prowadzić, bo gabinet asystenta był tu obok mojego połączony dębowymi drzwiami, a ściana oddzielająca go była szklana. Zostawiłam go tam, żeby się po swojemu urządził, a sama wróciłam do siebie, czekało mnie jeszcze dzisiaj sporo pracy.

*****
Nie wierzę, po prostu nie mogę w to uwierzyć. Dostałem pracę w Hapiness. Teraz może być już tylko lepiej. Zacząłem porządkować wszystkie papiery po swojemu, kiedy nagle rozdzwonił się telefon.
-Halo?
-Dzień dobry. Skoro pan odebrał, to znaczy, że dostał pan tę pracę. Spotkanie całej załogi w przerwie na lunch w kawiarni na dole. Pani prezes o niczym nie może wiedzieć.
-Co? Ale o co chodzi?
-Wszystkiego dowie się pan na spotkaniu. Do zobaczenia.-Powiedziała nieznajoma i się rozłączyła.
O co chodzi? I dlaczego wszyscy pracownicy mają się spotkać bez szefowej? Nie mam pojęcia o co im chodzi, przecież nie powinni mieć tajemnic przed Anne, jest świetną panią prezes, wiec co im nie odpowiada. No cóż już niedługo się dowiem. Korzystając z pozostałego czasu skończyłem wszystko porządkować i kiedy wybiła godzina 12 zjechałem windą na dół i poszedłem we wskazane miejsce. W kawiarni była cała firma, oczywiście oprócz Anne. Podeszła do mnie kobieta, którą już wcześniej spotkałem, jest sekretarką.
-Świetnie, że już pan jest.-Powiedziała.
-Czy teraz dowiem się o co chodzi?
-Tak, już za chwilę. Proszę usiąść.
Jak powiedziała, tak zrobiłem, a ona wyszła na scenę, gdzie na co dzień odbywają się występy. Wzięła mikrofon i odchrząknęła, żeby uciszyć tłum.
-Witam wszystkich obecnych. Na pewno domyślacie się już po co was wezwałam.-Powiedziała, a ja patrzyłem zdezorientowany, bo najwidoczniej tylko ja nic nie wiedziałem, a ona najwyraźniej to zauważyła.
-Pragnę również powitać naszego nowego kolegę, a także nowego asystenta naszej kochanej pani prezes. Przechodząc do rzeczy. Anne obchodzi dzisiaj swoje czterdzieste urodziny, a my musimy urządzić jej niezapomniane przyjęcie. Ale to najmniejszy problem, bo wszystko jest już załatwione, sala, catering, zespół. Ale jest problem, bo nasza jubilatka nigdy dobrowolnie nie przyjdzie na swoje przyjęcie urodzinowe. Myślę, że w tym roku, pan Tyler może nam pomóc.
-A mianowicie co miałbym zrobić?
-To już zostawiam pańskiej wyobraźni. Może pan wymyślić cokolwiek, żeby tylko Anne trafiła o 19:00 na to przyjęcie.
-Ale jak ja mam to zrobić?
-Na pewno pan coś wymyśli. A was wszystkich proszę o dyskrecję, no i oczywiście o przybycie trochę wcześniej niż pan Tyler z panią prezes. To wszystko. Dziękuję za uwagę.-Powiedziała i zeszła z podestu, a wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Tylko ja stałem jak słup w tym samym miejscu zastanawiając się co zrobić, żeby podstępem dostarczyć Anne na przyjęcie. Swoją drogą, dlaczego nie lubi przyjęć urodzinowych? Rozmyślając dalej, szukając pomysłu dotarłem z powrotem do swojego gabinetu. Przez szklaną ścianę widziałem, jak Anne jest pogrążona w pracy. O nie, tak nie można spędzić urodzin. Ona musi się dzisiaj dobrze bawić. A ja muszę kupić jej prezent, na szczęście mam pomysł co. Załatwię to od razu po pracy. A teraz trzeba iść do szefowej. Zapukałem w drzwi, a kiedy usłyszałem ciche proszę, wszedłem.
-Coś się stało?-Spytała podnosząc wzrok znad papierów i wtedy zobaczyłem ten smutek w jej oczach, ale mimo to łagodnie się uśmiechała starając się zwalczać łzy, które błyszczały w jej brązowych tęczówkach.
-Nie, wszystko w porządku. Zaraz skończę artykuł i pracę na dziś.
-To świetnie. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzisz.
-Tak, ja też. Pani prezes mam taką sprawę.
-Myślałam, że jesteśmy po imieniu.
-No tak, faktycznie. Przepraszam.
-A więc co to za sprawa?
-Pomyślałem, że warto by uczcić początek naszej współpracy i chciałbym jakoś podziękować za to, że dałaś mi szansę. Chciałbym zaprosić cię na kolację.
-To bardzo miło z twojej strony, ale może innym razem. Dzisiaj to nie jest najlepszy dzień.
-Proszę, to dla mnie wiele znaczy. To tylko kolacja, bez żadnych podtekstów, nie martw się, nie będę prosił o podwyżkę.
-No myślę, że na zarobki nie masz co narzekać. No dobra. Widzę, że i tak nie dasz mi spokoju.
-Dokładnie. To co wpadnę po ciebie koło 18:30. Pasuje ci?
-Ok. Tu masz mój adres.-Odpowiedziała i zapisała coś na kartce podając mi ją.


-Ok dzięki. To widzimy się wieczorem.-Powiedziałem i wyszedłem z firmy z wielkim uśmiechem na twarzy, zapowiada się niezapomniany wieczór, mam nadzieję, że dzięki temu przyjęciu w jej oczach zobaczę łzy radości, a nie smutku. Ta kobieta zasługuje na szczęście.



*****
Trochę się spóźniłam, bo rozdział miał być wczoraj, no ale cóż ważne, że jest. Mam nadzieję, że nie zanudził i nie jest jakiś najgorszy. Proszę o opinie, bo to trochę inna opowieść niż zwykle i zależy mi, żeby była jak najlepsza. Rozdział dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, którzy mimo, że dzielą nas setki kilometrów są ze mną i wspierają mnie, bo to dzięki nim jestem, żyję, i staram się nie poddawać, chociaż czasem jest ciężko. Dziękuję wam, że jesteście. I pozdrawiam wszystkich, którzy tu trafili i czytali ;)

piątek, 21 listopada 2014

Pierwszy wpis, nowa historia ;)

To już mój trzeci blog, ale tylko jeden jest skończony, nad drugim wciąż pracuję, chociaż nie jest łatwo, bo jak na razie go zawiesiłam głównie po to, żeby mieć czas zająć się tym blogiem i całkiem nową historią. I tak w skrócie chciałabym ją przedstawić. Nie będzie to kolejna wielka milość nastolatków, tylko prawdziwe dorosłe życie, w którym nie zawsze jest kolorowo. Główna bohaterka to czterdziestoletnia Anne, która jest właścicielką świetnie prosperującego magazynu Hapiness, jej konto zdobią miliony, a sama mieszka w luksusowym apartamencie w jednej z najbogatszych dzielnic Nowego Jorku. Jednak czy pieniądze i sława dają szczęście? Może niektórym tak, ale nie jej. Anne pragnie ciepła i bliskości, które daje druga osoba, pragnie kogoś, kto by ją pokochał i kogo ona by kochała. Bo czym są pieniądze, kiedy po pracy wraca do pięknego, lecz wiejącego pustkami domu. Ta sytuacja bardzo ją przytłacza, ale sama jednak nie poznała jeszcze mężczyzny, który dałby jej szczęście, o którym tak marzy. Czy ta sytuacja się zmieni? Tego nie wiem, nie przesądziłam jeszcze losów pięknej, mądrej, lecz samotnej czterdziestolatki, więc wszystko się może zdarzyć.




Pierwszy rozdział już  jutro.