Godzina 06:00. W sypialni zaczyna
rozbrzmiewać denerwujący dźwięk budzika, kiedy w końcu leniwie wyciągam rękę z
pod kołdry i wyłączam hałaśliwe urządzenie. Zwlekłam się z łóżka, podeszłam do
okna i odsłoniłam zasłony wpuszczając do pomieszczenia światło wschodzącego
słońca. Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Nie tracąc więcej czasu poszłam do
łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic i już po chwili po moim ciele
strużkiem spływały krople ciepłej wody i piany, a w kabinie unosił się
cytrusowy zapach mojego żelu. Kiedy skończyłam podeszłam do toaletki i zrobiłam
makijaż, po czym upięłam włosy w koka. Wyszłam z łazienki i skierowałam kroki w
stronę kuchni, włączyłam ekspres i zrobiłam sobie kawę. W tym samym czasie
wyciągnęłam z lodówki jogurt. Kiedy już zjadłam i wypiłam dochodziła siódma.
Wrzuciłam telefon do torebki i chwyciłam klucze, wyszłam z domu i podeszłam do
windy. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i już po chwili byłam na parkingu.
Podeszłam do swojego czarnego BMW i bez problemu wyjechałam na nowojorskie
ulice. Nigdy nie miałam problemu z korkami, bo znałam drogę na skróty, dlatego
też już po dziesięciu minutach byłam przed ogromnym gmachem mojej gazety.
Hapiness. To jedyna rzecz, która mi się udała. Magazyn jest wręcz rozchwytywany
i cały czas rośnie ilość czytelników. Ale nie ma się co dziwić, wkładam w to
całe swoje serce i poświęcam temu mnóstwo czasu, a moi pracownicy to świetni
dziennikarze. Tylko czasem żałuję, że właśnie to mi się udało w życiu, a nie co
innego. Zawsze marzyłam, że rano będę się budzić w ramionach mężczyzny, że
będziemy mieć dzieci, że będziemy spędzać ze sobą mnóstwo czasu, że będziemy
się po prostu kochać. Ale najwidoczniej nie takie życie jest mi pisane, ale
żałuję, bo widzę, że moi rodzice też by chcieli, żebym ułożyła sobie życie, a
oni, żeby doczekali się upragnionych wnuków. Chciałabym kiedyś do nich
pojechać z dobrą nowiną, ale jak na razie nie zapowiada się na to. Odnoszę
sukcesy wyłącznie w życiu zawodowym. A w życiu prywatnym mam świetnych
przyjaciół, ale nie spotkałam mężczyzny, który sprawiłby, że moje serce
zabiłoby mocniej. Ale kończąc swój wewnętrzny monolog, weszłam do budynku i
wjechałam windą na samą górę.
-Cześć Katie.-Przywitałam się z
sekretarką.
-Dzień dobry pani prezes.-Odpowiedziała.
-Przestań z tą panią prezes, już
od dawna jesteśmy na ty.
-No tak, ale jakoś cały czas nie
mogę się przyzwyczaić.
-Poradzisz sobie. Dzwonił ktoś
może do mnie?
-Nie, ale pytał o panią… to
znaczy o ciebie jakiś mężczyzna.
-Mówił o co chodzi?
-Powiedział, że był z tobą
umówiony na spotkanie.
-No tak faktycznie, kompletnie o
tym zapomniałam. Kiedy tu był?
-Jakieś dziesięć minut temu.
Kazałam mu poczekać przed twoim gabinetem.
-Ok. To jakby ktoś dzwonił to
powiedz, że mam teraz ważne spotkanie.
-Oczywiście.
-To widzimy się
później.-Powiedziałam i poszłam do swojego gabinetu.
Na jednym z krzeseł przed nim
faktycznie ktoś siedział. Nie wiedziałam kto to będzie, wiedziałam tylko, że szuka pracy i chciałby ją podjąć
właśnie tutaj. Szłam dalej, a nieznajomy słysząc moje kroki odwrócił głowę w
moją stronę, po czym wstał.
-Dzień dobry pani
Johnson.-Przywitał się mężczyzna. Spodziewałam się kogoś starszego, nie mógł
mieć więcej niż 30 lat. Był wysoki i dobrze zbudowany. Sądząc po jego opiętej
koszuli na umięśnionym torsie, podejrzewam, że często odwiedza siłownię.
-Witam.-Odpowiedziałam,
przerywając swoje myśli.-Zapraszam.-Dodałam otwierając drzwi czekając aż
wejdzie, jednak on czekał aż to ja wejdę. Weszłam, a on tuż za mną.
-Proszę usiąść.-Wskazałam mu
miejsce, a sama usiadłam na swoim fotelu.
-Dziękuję.
-Jeszcze nie ma pan za co.
-No tak. Widziała pani moje CV?
-Tak i przyznaję, że jestem pod
wrażeniem pana osiągnięć, dlatego też jestem zdziwiona, że szuka pan pracy.
-Szukam czegoś co by mnie
usatysfakcjonowało. A praca w pani magazynie to szczyt marzeń.
-Pierwsza rzecz, jeśli zależy
panu na otrzymaniu tej pracy to proszę nie mówić do mnie pani. Jestem
Anne.-Powiedziałam z uśmiechem podając mu dłoń.
-Eric. Miło mi.-Powiedział
całując moją rękę.
-Mi również. Ale nie tracąc
czasu. Widziałam już twoje referencje są naprawdę imponujące, ale nic o tobie
nie wiem. Opowiedz coś o sobie.
-Eric Tyler. Lat 28. Oprócz
pisania moją pasją jest sport. Często chodzę na siłownię, jak mam więcej
wolnego czasu to wyjeżdżam, żeby nurkować, a poza tym uwielbiam skoki na
bungee. A z rzeczy bardziej przyziemnych to lubię też gotować.
-No to twoja wybranka musi być
zachwycona tym, że nie musi gotować.-Dodałam po chwili ciszy.
-Może jak ją znajdę to
będzie.-Dodał z uśmiechem.
-Nie wierzę, że taki mężczyzna
nie cieszy się powodzeniem.
-Taki, czyli jaki?-Spytał z
błyskiem w oku.
-Taki wszechstronnie uzdolniony,
z pasją, który wie czego chce od życia.
-Nie brak mi, jak to powiedziałaś
powodzenia, ale nie szukam przygód na jedną noc. Szukam tej jedynej, jak na razie
jej nie znalazłem. Ja również jestem zdziwiony, że nikogo nie masz.
-A ty skąd to wiesz?
-Zależy mi na tej pracy,
przygotowałem się, a poza tym jestem fanem twoich artykułów, a w Internecie
naprawdę można znaleźć dużo informacji.
-Tym razem to prawda. Ja również
jestem sama. Ale to inna sytuacja niż twoja.
-Dlaczego? Jesteś kobietą
sukcesu, twój magazyn to hit, masz wspaniały talent, jestem pewien, że jesteś
niezwykła.
-Mężczyzn raczej nie interesują
samotne czterdziestki, tylko młode kobiety.
-Ma się tyle lat na ile się
czuje.
-Może masz rację. Ale wracając do
tematu to myślę, że szkoda tracić czas. Twoje doświadczenie zawodowe jest
imponujące, jesteś człowiekiem z pasją, myślę, że idealnie nadajesz się na to
stanowisko.
-To znaczy, że mam tą
pracę?-Spytał gwałtownie podnosząc się z krzesła.
-Tak. Od dzisiaj jesteś moim
nowym asystentem. Jestem pewna, że sobie poradzisz.
-Nie zawiodę, na pewno.
Dziękuję.-Powiedział i trzy sekundy później już mnie ściskał z radości.
-Przepraszam. Nie
powinienem.-Dodał po chwili speszony odsuwając się ode mnie.
-Nie ma sprawy. Pokażę ci twój
gabinet.
Nie musiałam go daleko prowadzić,
bo gabinet asystenta był tu obok mojego połączony dębowymi drzwiami, a ściana
oddzielająca go była szklana. Zostawiłam go tam, żeby się po swojemu urządził,
a sama wróciłam do siebie, czekało mnie jeszcze dzisiaj sporo pracy.
*****
Nie wierzę, po prostu nie mogę w
to uwierzyć. Dostałem pracę w Hapiness. Teraz może być już tylko lepiej.
Zacząłem porządkować wszystkie papiery po swojemu, kiedy nagle rozdzwonił się
telefon.
-Halo?
-Dzień dobry. Skoro pan odebrał,
to znaczy, że dostał pan tę pracę. Spotkanie całej załogi w przerwie na lunch w
kawiarni na dole. Pani prezes o niczym nie może wiedzieć.
-Co? Ale o co chodzi?
-Wszystkiego dowie się pan na
spotkaniu. Do zobaczenia.-Powiedziała nieznajoma i się rozłączyła.
O co chodzi? I dlaczego wszyscy
pracownicy mają się spotkać bez szefowej? Nie mam pojęcia o co im chodzi,
przecież nie powinni mieć tajemnic przed Anne, jest świetną panią prezes, wiec
co im nie odpowiada. No cóż już niedługo się dowiem. Korzystając z pozostałego
czasu skończyłem wszystko porządkować i kiedy wybiła godzina 12 zjechałem windą
na dół i poszedłem we wskazane miejsce. W kawiarni była cała firma, oczywiście
oprócz Anne. Podeszła do mnie kobieta, którą już wcześniej spotkałem, jest
sekretarką.
-Świetnie, że już pan
jest.-Powiedziała.
-Czy teraz dowiem się o co
chodzi?
-Tak, już za chwilę. Proszę
usiąść.
Jak powiedziała, tak zrobiłem, a
ona wyszła na scenę, gdzie na co dzień odbywają się występy. Wzięła mikrofon i
odchrząknęła, żeby uciszyć tłum.
-Witam wszystkich obecnych. Na
pewno domyślacie się już po co was wezwałam.-Powiedziała, a ja patrzyłem
zdezorientowany, bo najwidoczniej tylko ja nic nie wiedziałem, a ona
najwyraźniej to zauważyła.
-Pragnę również powitać naszego
nowego kolegę, a także nowego asystenta naszej kochanej pani prezes.
Przechodząc do rzeczy. Anne obchodzi dzisiaj swoje czterdzieste urodziny, a my
musimy urządzić jej niezapomniane przyjęcie. Ale to najmniejszy problem, bo
wszystko jest już załatwione, sala, catering, zespół. Ale jest problem, bo
nasza jubilatka nigdy dobrowolnie nie przyjdzie na swoje przyjęcie urodzinowe.
Myślę, że w tym roku, pan Tyler może nam pomóc.
-A mianowicie co miałbym zrobić?
-To już zostawiam pańskiej
wyobraźni. Może pan wymyślić cokolwiek, żeby tylko Anne trafiła o 19:00 na to
przyjęcie.
-Ale jak ja mam to zrobić?
-Na pewno pan coś wymyśli. A was
wszystkich proszę o dyskrecję, no i oczywiście o przybycie trochę wcześniej niż
pan Tyler z panią prezes. To wszystko. Dziękuję za uwagę.-Powiedziała i zeszła
z podestu, a wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Tylko ja stałem jak słup w tym
samym miejscu zastanawiając się co zrobić, żeby podstępem dostarczyć Anne na
przyjęcie. Swoją drogą, dlaczego nie lubi przyjęć urodzinowych? Rozmyślając
dalej, szukając pomysłu dotarłem z powrotem do swojego gabinetu. Przez szklaną
ścianę widziałem, jak Anne jest pogrążona w pracy. O nie, tak nie można spędzić
urodzin. Ona musi się dzisiaj dobrze bawić. A ja muszę kupić jej prezent, na
szczęście mam pomysł co. Załatwię to od razu po pracy. A teraz trzeba iść do
szefowej. Zapukałem w drzwi, a kiedy usłyszałem ciche proszę, wszedłem.
-Coś się stało?-Spytała podnosząc
wzrok znad papierów i wtedy zobaczyłem ten smutek w jej oczach, ale mimo to
łagodnie się uśmiechała starając się zwalczać łzy, które błyszczały w jej brązowych
tęczówkach.
-Nie, wszystko w porządku. Zaraz
skończę artykuł i pracę na dziś.
-To świetnie. Cieszę się, że tak
dobrze sobie radzisz.
-Tak, ja też. Pani prezes mam
taką sprawę.
-Myślałam, że jesteśmy po
imieniu.
-No tak, faktycznie. Przepraszam.
-A więc co to za sprawa?
-Pomyślałem, że warto by uczcić
początek naszej współpracy i chciałbym jakoś podziękować za to, że dałaś mi
szansę. Chciałbym zaprosić cię na kolację.
-To bardzo miło z twojej strony,
ale może innym razem. Dzisiaj to nie jest najlepszy dzień.
-Proszę, to dla mnie wiele
znaczy. To tylko kolacja, bez żadnych podtekstów, nie martw się, nie będę
prosił o podwyżkę.
-No myślę, że na zarobki nie masz
co narzekać. No dobra. Widzę, że i tak nie dasz mi spokoju.
-Dokładnie. To co wpadnę po
ciebie koło 18:30. Pasuje ci?
-Ok. Tu masz mój
adres.-Odpowiedziała i zapisała coś na kartce podając mi ją.
-Ok dzięki. To widzimy się
wieczorem.-Powiedziałem i wyszedłem z firmy z wielkim uśmiechem na twarzy,
zapowiada się niezapomniany wieczór, mam nadzieję, że dzięki temu przyjęciu w
jej oczach zobaczę łzy radości, a nie smutku. Ta kobieta zasługuje na
szczęście.
*****
Trochę się spóźniłam, bo rozdział miał być wczoraj, no ale cóż ważne, że jest. Mam nadzieję, że nie zanudził i nie jest jakiś najgorszy. Proszę o opinie, bo to trochę inna opowieść niż zwykle i zależy mi, żeby była jak najlepsza. Rozdział dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, którzy mimo, że dzielą nas setki kilometrów są ze mną i wspierają mnie, bo to dzięki nim jestem, żyję, i staram się nie poddawać, chociaż czasem jest ciężko. Dziękuję wam, że jesteście. I pozdrawiam wszystkich, którzy tu trafili i czytali ;)